Mecz walki dla Opola

28 wrz 2019 |

Jeśli można mówić o meczu dwóch połów to właśnie 28 września w Kaliszu mogliśmy oglądać jego książkowy przykład. I nie chodzi wyłącznie o wynik, ale nawet sposób prowadzenia gry. Gwardia Opole pokonała gospodarzy 27:25.

Jeśli można mówić o meczu dwóch połów to właśnie 28 września w Kaliszu mogliśmy oglądać jego książkowy przykład. I nie chodzi wyłącznie o wynik, ale nawet sposób prowadzenia gry. Gwardia Opole pokonała gospodarzy 27:25.

Pierwsza połowa, niesamowicie ofensywna, szła po myśli MKS-u. Świetna skuteczność w ataku i dobra gra Krekory dała 4-bramkowe prowadzenie do przerwy. W ataku brylował czołowy strzelec PGNiG Superligi, Kirył Kniazeu toczący pojedynek na szczycie tabeli z strzelców z Patrykiem Mauerem. Białorusin zdobył 5 bramek prowadząc atak drużyny, Mauer poza 2 karnymi trafił tylko raz. Około 15. minuty odpowiedzią gangu Kuptela miała być agresywna obrona, często na granicy faulu. Mecz od początku miał gorącą atmosferę, która od tamtej chwili była tylko podkręcana. W drugiej połowie kaliszanie kompletnie stanęli w ofensywie. Zdobyli 9 bramek, a mecz zmienił charakterystykę na bardzo defensywną. W tym lepiej odnaleźli się zawodnicy z Opola. Wykorzystali niezbyt dobrą skuteczność gospodarzy z 7. metra, a ich odwracanie losów meczu dopełniło się gdy wykluczony został Arkadiusz Galewski w 58 minucie przy stanie 25-26 i piłce dla Gwardii.

MKS wyszedł na mecz bardzo zmotywowany, ewidentnie chciał w starciu z trudnym rywalem zgarnąć pełną pulę. Potencjał sportowy i poziom motywacji na pewno dodatkowo podniósł powrót kapitana, Marka Szpery. Gwardia próbowała odcinać od gry Kniazeua, ale ten świetnie mijał swojego obrońcę, co umożliwiało mu rzuty z łatwych pozycji. Obrazem indolencji w obronie Opola może być zejście Adama Malchera. Doświadczony bramkarz nie ma dobrego sezonu, do momentu meczu z MKS-em odbijał tylko 24% piłek i w mecz w Kaliszu też wszedł słabo. Przy zejściu za Mateusza Zembrzyckiego był zły i swoją niemoc wyładował na krzesełku. Nie było to jednak jego ostatnie słowo w tym meczu, chociaż już do końca bronił Zembrzycki przykładając rękę do walki o powrót  do gry. Po dwudziestu minutach na tablicy mieliśmy wynik 13-10. Zawodnicy nie unikali ostrej obrony, czego efektem było np. podwójne wykluczenie dla zawodników z numerem… 22. Marka Szpery i Michała Milewskiego. Wynik do przerwy na 16-12 ustalił sprytnym rzutem pomiędzy nogami bramkarza Mykola Maliarewicz.

Ciekawy pomysł na przerwę między połowami zaprezentował trener Rafał Kuptel. Zawodnicy Gwardii zaprezentowali rozgrzewkę… biegową. Mieli być gotowi na fizyczną walkę. Kuptel chciał zmienić charakter meczu, czego próbował już od końcówki pierwszej części. Po przerwie kolejnymi świetnymi interwencjami popisywał się Mikołaj Krekora, ale gra w ataku nie szła już tak dobrze. Dużo przepychanek i zagrań na granicy faulu skutecznie wybijało MKS z rytmu. Kilka razy szyk złamał Marek Szpera wchodząc między dwóch obrońców i kończąc trudne rzuty. Do niezbyt skutecznego w pierwszej połowie wyjścia wyżej przeciwko Kniazeuowi Gwardziści dołożyli podwojenie, mające zapobiec minięciu pierwszego obrońcy. Na kole dużo walki wręcz było między Dzianisem Krytskim a Mateuszem Jankowskim. Opole poza poprawieniem gry w obronie z dużym zaangażowaniem walczyło o odbite piłki. Kilka razy kończyli rzuty drugiej szansy po zebraniu piłki obronionej przez Krekorę. Kluczowe okazały się wydarzenia z 56 i 58 minuty. Najpierw przy stanie 25-25 karnego wykonywanego przez Michała Dreja wybronił Adam Malcher. Doświadczony bramkarz po zmianie w pierwszej połowie wchodził tylko na karne, ale wybronił aż 3 (w tym 2 Dreja). 2 minuty później przy stanie 25-26 na 6. metrze sfaulował Galewski, a sędzia wykluczył go już do końca meczu. Kaliszanom zostały tylko chaotyczne próby uratowania spotkania. Gwardia odrobiła straty i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją stronę wprowadzając kibiców gości w ekstazę.

Energa MKS Kalisz – Gwardia Opole 25:27 (16:12)